
„The Snowman” Raymond Briggs, czyli najbardziej wzruszająca książka na święta.

Zaczęło się zwyczajnie, ot spadł śnieg i chłopczyk lepi bałwana. Zaraz po obudzeniu widzi biały puch za oknem. Ubiera się ciepło i pełen zachwytu biegnie ile sił, by ulepić śniegowego pana. Praca wre, bałwan będzie naprawdę duży, potrzebna jest nawet łopata i stołeczek, by dokleić głowę. W międzyczasie ciepła herbatka i można kapulszem, marchewką i węgielkami dokończyć dzieło. Dzieło nie byle jakie, bo bałwan okazuje się ŻYWY.

I teraz zaczyna się wielka przygoda. Chłopczyk zaprasza bałwana do domu, chce mu wszystko pokazać. „Tylko ciii.. rodzice jeszcze śpią”, więc skradają się po schodach i zwiedzają cały dom. Przygód jest cała masa. Pan Bałwan to trochę gapa, więc rozlewa płyn do mycia naczyń, rozwija całą rolkę ręczników papierowych (skądś to znamy ;)), bawi się światłami, nawet przebiera się w strój taty.


Po zabawach i posiłku (tak, bałwan też człowiek i jeść musi), Pan Bałwan zabiera chłopca na dwór. Trzyma swoją śniegową łapką za ciepłą rączkę chłopca, biegną coraz szybciej i szybciej i frrrr… lecą daleko, daleko..


Nie zdradzę zakończenia, ale za każdym razem, gdy czytamy Snowmana mam ciarki i łzy w oczach. Starsza też minę ma nietęgą, więc wymyślamy ciąg dalszy tak, by było optymistycznie.
Książka jest niesamowita. Jest o przyjaźni, o czekaniu, o rozstaniu. Zabiera nas w magiczny świat zimy, dziecięcych fantazji, ale też trudnych przeżyć. Jest zabawna i wzruszająca, a przy tym nie ma w niej ani jednego słowa. To zbiór przepięknych ilustracji, idealnych nawet dla najmłodszych, a i starsi (ja też!) znajdą w niej jakieś ukojenie.

2 komentarze
Michał
myślałem, że w domu zacznie się rozpuszczać i będą musieli wyjść z domu aby był w odpowiednich dla siebie warunkach.
ciekawe gdzie oni lecą…
Gosia
Trochę się roztapia, więc schładza się w wielkiej zamrażarce 😉