
O złości w kilku słowach.
Od rana Mniejsza marudzi, jęczy i stęka. Chce żeby ją prowadzić za rączkę (sama jeszcze nie chodzi). Gdy kładę się do łóżka starszej, żeby ją obudzić, Młodsza włazi do nas, macha rączkami – przeszkadza nam. Próbuję ją czymś zająć, czytam książkę. Chcę więcej uwagi dla starszej, wiem że tego potrzebuje. I tak mija poranek pełen przepychanek, marudzeń młodszej i mojej logistyki, by jedną ręką prowadzać Młodszą a drugą uczesać Starszą, podgrzać mleko, sprzątnąć ze stołu, namówić do mycia zębów.
Aż przy wychodzeniu do przedszkola Starsza zaczyna kopać w ścianę. Mięśnie twarzy napięte, patrzy na mnie i czeka na reakcję.
-Jesteś zła, widzę. – Mówię spokojnie.
– Tak! – wykrzykuje Starsza.
Czuję jej emocje, wiem że zmęczyło ją wysłuchiwanie płaczu Mniejszej od rana. Mówię więc głośniej:
– Widzę, że nawet bardzo zła!
– Bardzo, bardzo! – i kopie dalej.
– Jak do kosmosu?
-Tak! – odpowiada pełna przejęcia. Wiem, że trafiłam w punkt. – Albo jesce dalej!
I wtedy emocje opadają. Podchodzi do mnie i przytula się. A Młodsza w tle robi to, co do tej pory 😉
My jesteśmy uratowane. Dzisiaj się udało. Czasem naprawdę wystarczy nazwać emocje i nic więcej. Nazwać i pozwolić im wybrzmieć. Zaakceptować. Być blisko.
To nie rozwydrzone dziecko. To nie brak wychowania, reguł w domu. To nie rozpieszczenie. To wybrzmiewanie silnych emocji, z którymi 4 latka jeszcze nie umie sobie poradzić w dorosły sposób. Jak trudno czasem o tym pamiętać zanim pomyślimy: znowu robi mi na złość, co za dziecko!, ona to robi specjalnie, chce mnie tylko wkurzyć. To nasze myśli-zapalniki często uruchamiają naszą dorosłą złość i oddalają nas od tego, co najważniejsze.
Naprawdę czasem wystarczy kilka słów.

